1.
Bałkany
to miejsce zarazem realne, jak i mityczne. To przestrzeń określona
i nieokreślona zarazem. To historia wypowiedziana i niewypowiedziana równocześnie. Bałkany to miejsce położenia pewnych
krain i państw, a jednocześnie to przestrzeń, w której nie ma
miejsca na jasne podziały i zawłaszczenia czy prostą historyczną
prawdę (co świetnie opowiedziała Maria Todorova; Todorova, 2008).
Bałkany to w końcu Europa, ale też i Orient. To dzika Europa, jak
wyraził się Božidar
Jezernik (2013); to Rzym i Bizancjum, prawosławie, katolicyzm,
protestantyzm siedmiogrodzkich Sasów i w końcu islam. Bałkany to
zbiór miejsc pięknych: gór pokrytych śniegiem i brzegów
kolejnych mórz, oblewających półwysep. To jednak zarazem miejsce
upiorne, które pamięta ludobójstwo i obozy koncentracyjne wojny
domowej w byłej Jugosławi oraz II wojny światowej. Właściwie
historia najnowsza pokazała jak wiele tam nienawiści – od Węgier
i Rumuni po Grecję i Turcję. Częściowo opisał to w swojej
książce Jezernik (2013), częściowo Robert Kaplan (2015),
częściowo Ed Vulliamy (2016). Może nie przypadkiem to w kontekście
bałkańskim zrodziła się postać historyczna i legenda Vlada
Drakuli (por. Czamańska, 2013). To świat od stuleci najeżdżany,
grabiony i palony. Miejsce najazdów Gotów, Hunów, Bułgarów,
Słowian, Połowców, Turków, miejsce ekspansji Rzymu i Macedonii
oraz Persów i greckich polis. To również świat czegoś
szczególnie bałkańskiego, owocu tej ziemi właśnie – Cesarstwa
Bizantyjskiego. Z jednej strony jest to wizja przedstawiona m.in. u
Zosimosa (2012): Rzymu, Bałkan i Grecji pełnej wojen i politycznej
niestabilności. Z drugiej strony to świat zaskakującego i wciąż
nieodkrytego dziedzictwa kultury bizantyjskiej opisany przez
historyków (por. np. Dąbrowska, 2015, Herrin, 2013) i kronikarzy:
Psellosa, Annę Komnen, Nikefora Bryenniosa i innych. W końcu też
jest to świat znany z kultury popularnej, gdzie "bałkańskie
upiory" zmieniając się w scenografię i tło dla światowych
produkcji. Oczywiście konsument nie musi być świadom tego. Jak
popatrzeć zatem na Grę o tron kręconą w zabytkach
Chorwacji (Pomykalska, Pomykalski, 2017) poprzez pryzmat niedalekich
grobów pomordowanych bośniaków? Jak zatem opowiedzieć ten świat?
Może najlepszym językiem jest tu język powieści, bardziej
magicznej niż realistycznej? Z drugiej strony w tej magii objawia
się przecież cała realność Bałkanów. Może warto czytać
Bałkany przez pisarza takiego, jak Milorad Pavič,
autora znanych w polskim przekładzie kilku ksiażek (1993, 2005,
2007a, 2007b). W jego przypadku to powieść-encyklopedia Slownik
chazarski byłaby kluczem do rozumienia bałkańskości.
Nie oznacza to oczywiście, że odpowiednich narzędzi nie dostarcza
praca historyka, czy reportera. Wręcz przeciwnie, to historycy i
kolejne reportaże przybliżają Bałkany i odpowiednie znaczące.
Jednak dzieła te nie są przecież odporne na uproszczenia i
ideologie, co przekonująco pokazała w swoim studium Todorova
(2008). Powieści Pavicia mają tę zaletę natomiast, że w pewnym
sensie omijają intelektualny dyskurs i dają odczuć – intuicyjnie
poznać odpowiedni klimat i bałkańską rzecz samą.
2.
Gdzie
kończą się i zaczynają Bałkany? To sprawa dyskusyjna. Większość
nacji półwyspu nie chce być utożsamianych z bałkańskością.
Jest jednak historia i kultura, która wiąże te narody i splata ich
los. Pierwszym wyznacznikiem bałkańskości jest dziedzictwo
rzymskie i bizantyjskie. Jego zasięg sięga aż nad Dunaj, by
powędrować w górę rzeki, lub przekroczyć go i rozlać się po
Morawach i Słowacji. Rzymskie legiony zawędrowały przecież
na teren Słowacji w czasie
wojen markomańskich, które
rozgrywały się w latach 167 - 180 n.e. Legat II legionu
pomocniczego Maximianus wraz ze swoimi 855 żołnierzami dotarł
wówczas aż do miejsca nad rzeką Wag, w którym obecnie znajduje
się miejscowość Trenczyn.
Wówczas miejsce to legioniści nazwali Laurgaricio.
Na pamiątkę swojego pobytu kazał w skale wykuć łacińską
inskrypcję. Napis mieści się u stóp góry, na której
położony jest trenczyński zamek. Cesarstwo Rzymskie przez lata
graniczyło z barbaricum poprzez Dunaj. Do linii Dunaju
wycofały się rzymskie legiony po śmierci Marka Aureliusza. Limes
był strzeżony przez system fortów wojskowych, które z czasem były
coraz bardziej umacniane tworząc niewielkie kamienne twierdze.
Resztki takiego obozu wojskowego nad Dunajem znajdują się w
miejscowości Iža.
To
tam znajdują się resztki fortu Celemantia.
Innym miejscem, w którym ulokowali się Rzymianie była góra Devin,
gdzie kilka wieków później powstanie ważny gród państwa
wielkomorawskiego. Z tego miejsca, oraz innych rzymskich osiedli na
terenie Słowacji, wydobywane są różne rzymskie właśnie
artefakty. W pobliżu dzisiejszej Bratysławy, tuż przy granicy
węgierskiej, znajdują się w końcu resztki rzymskiej osady
Gerulata (dzisiejsze
Rusovce). Kiedy powstawały te różne rzymskie ośrodki, Cesarstwo
trzymało się mocno na nogach. Dopiero w IV wieku zacznie się ono
uginać pod kolejnymi ciosami zadawanymi przez germańskie plemiona.
Dopiero w VI wieku nadejdą Słowianie. Cesarstwo Rzymskie zostanie
wówczas zastąpione Cesarstwem Bizantyjskim.
3.
Pierwsze
informacje o przekraczaniu przez Słowian
Dunaju przekazał kronikarz cesarza Justyniana Prokopiusz.
W swoim dziele De bello Gothico
opisuje jak hordy barbarzyńców, wówczas znane pod nazwami Antów
i Sklawinów, wyprawiały się ze zmiennym szczęściem na
tereny podległe Cesarstwu Wschodniorzymskiemu. Był to VI wiek n.e.
Z końcem VI wieku na Nizinę Węgierską przybył turecki (?) lud
Awarów. W kolejnym, VII wieku, Awarzy
wraz z podległymi im Słowianami rozpoczęli najazdy na Cesarstwo,
oblegając w końcu i sam Konstantynopol. Teofylakt
Simokattes opisuje oblężenie Singidunum (dzisiejszy
Belgrad). W innym swoim dziele O budowlach Prokopiusz (2006)
opisuje nadzwyczajną aktywność w sferze "architektonicznej" cesarza
Justyniana. Jednym z
ważniejszych celów jakie postawił sobie cesarz, było bowiem odbudowanie
obronności państwa. W związku z tym obwarowana została również
granica na Dunaju. Prokopiusz pisał: "Rzeka Ister ... czyni z
ziem Europy coś na kształt wyspy. Nasz cesarz wzniósł tam wiele
godnych odnotowania budowli. Ufortyfikował całą Europę w tak
wielkim stopniu, że w istocie uczynił ją niedostępną dla
mieszkających nad Istrem barbarzyńców" (Prokopiusz, 2006, s.
175). Dalej pisze: "W ten sposób cesarz Justynian umocnił
wszystkie prowincje wewnątrz Iliryku. (tutaj następuje opis
wcześniejszych, rzymskich umocnień – J.P.) ... Później jednak
(czyli przed Justynianem – J.P.) Attyla z wielką armią najechał
i zrównał z ziemią owe umocnienia. Następnie, ponieważ nikt nie
stanął mu na przeszkodzie, splądrował większą część
cesarstwa rzymskiego. Cesarz Justynian odbudował jednak zniszczone
umocnienia i nie tylko przywrócił je do uprzedniego stanu, ale
nadał im ponadto formę niezwykle silnych warowni. Ich liczbę
powiększył także o wiele innych, które sam wzniósł"
(Prokopiusz, 2006, s. 199). "Również po przeciwnej stronie
władca wzniósł od podstaw wiele twierdz. Za nimi leży fundacja
rzymskiego cesarza Trajana, nazywana Kaputboes, a dalej antyczne
miasto zwane Zanes. Justynian otoczył je wszystkie bardzo silnymi
fortyfikacjami i uczynił dzięki temu niezdobytym szańcem państwa"
(Prokopiusz, 2006, s. 202). Owa miejscowość -
Zanes, to antyczna Diana,
dziś prawdopodobnie Kladovo
w Serbii. Umocnienia pierwotnie zbudował Trajan, jednak zostały
częściowo zniszczone w czasie wojen z Gotami i ostatecznie przez
Hunów. Justynian odbudował i wzmocni Dianę. W 596 roku miasto i
umocnienia padły zdobyte i zniszczone przez Awarów i Słowian.
Bizantyjsko-serbska Diana/Kladovo dzisiaj znowu istnieje nad Dunajem.
Jej ruiny archeologowie wydobywają na światło dzienne.
Jednym
z bardziej oryginalnych przekazów na temat relacji słowiańsko -
bizantyjskich jest przekaz Teofilakta
Simokatty na temat spotkania cesarza Maurycjusza
(zm. 602r) ze słowiańskimi lirnikami - guślarzami. Cesarz
Maurycjusz toczył wojny zarówno z Persami, jak i z Awarami.
Niestety jednak ze względu na jego zaangażowanie w sprawy
wschodnie, bałkańskie prowincje cesarstwa cierpiały od awarsko -
słowiańskich napadów. W historii zadomowił się pogląd, że
Słowianie spotkani przez Bizantyjczyków (co opisuje Simokatta) nie
byli zwykłymi posłami do chana Awarów, jak mówi przekaz, ale
szpiegami w jego służbie. Wielu doszukiwało się również w
przekazie Teofilakta informacji o kontaktach Słowian zamieszkałych
nad Morzem Bałtyckim z Kaganatem Awarskim. Jeśli w ogóle dać
wiarę przekazowi Teofilakta, to pewnie mianem liry, kitary musiał
kronikarz określić albo znane z wykopalisk słowiańskie gęśle,
albo lirę szarpaną, taką jak np. znaleziska z Sutton Hoo, czy z
Trossingen. Tak, czy inaczej pewnie najlepiej określić ludzi
posługujących się tymi instrumentami właśnie gęślarzami.
Marcin
Wołoszyn w swoim tekście Teofilakt Simokatta i Słowianie
znad brzegu Oceanu Zachodniego - najstarsze świadectwo obecności
Słowian nad Bałtykiem (Wołoszyn, 2014) przytacza obszerny
fragment z Simokatty; interesujący ustęp brzmi następująco:
"Nazajutrz trzej mężczyźni, Słowianie z pochodzenia, zostali
pojmani przez hypaspistów cesarza, a nie mieli ze sobą ani nic
żelaznego, ani machin wojennych. Bagażem ich były kitary i nic
poza tym nie nieśli. Cesarz zapytał zatem, jakie jest ich plemię i
na jakie przedstawienie zostali przeznaczeni, czyli o przyczynę ich
pojawienia się na ziemiach rzymskich. Oni powiedzieli, że są z
plemienia Słowianami, którzy zamieszkują przy krańcu zachodniego
Oceanu, natomiast Chagan poprzez wysłanych tam do nich posłów, na
zgromadzeniu zbrojnych obdarował przywódców plemiennych licznymi
darami. Oni zaś, mimo przyjęcia darów, odmówili mu sojuszu, mocno
podkreślając dużą odległość. Wysłali więc do Chagana z
przeprosinami właśnie ich, niniejszych jeńców: droga trwała
piętnaście miesięcy (...) Niosą kitary, gdyż nie jest przyjęte
zakładać zbroje na ciała. Ziemia ich nie zna żelaza: stąd życie
ich upływa pokojowe i spokojne. Grają na lirach, nie wiedząc, jak
grzmią trąby wojenne (...)". Choć pod pewnymi względami
przekaz ten może wydać się prawdziwym i komentującym faktycznie
zdarzenia, to jednak opis Słowian, jako pokojowych wydaje się dość
naiwny, szczególnie, że właśnie w czasach Maurycjusza, Cesarstwo
odczuwało ciężar najazdów zbrojnych Awarów i Słowian właśnie.
Wołoszyn wskazuje, że też w innych kwestiach trudno ufać temu
przekazowi. Osadnictwo Słowiańskie nad Bałtykiem wg ustaleń
dentrochronologicznych to sprawa o przynajmniej sto lat późniejsza.
W ogóle cały fragment, szerszy niż tutaj przytoczony, najeżony
jest fantastycznymi zdarzeniami o naturze symbolicznej. Wołoszyn
proponuje więc spojrzeć na cały fragment, jako symboliczny,
hiperboliczny obraz związany z losami samego cesarza. To kolejny
przykład na to, że bezkrytyczna ufność w źródła pisane bywa
zwodnicza. Same zaś kroniki i zapisy historiografów często
wymagają odczytania uwzględniającego chwyty retoryczne i
ideologiczne uwikłanie obecne w każdym tekście kultury.
4.
Zygmunt
Freud w eseju Das Unbehagen in der Kultur (co
dość nieszczęśliwie zostało przetłumaczone na polski: Kultura
jako źródło cierpień) pisze o niejednoznacznej roli kultury.
Ogranicza ona i hamuje ekspresję aktywności popędowej, co prowadzi
czasem do neurozy. Z drugiej jednak strony kultura służy do
regulacji ludzkiej agresywności. Wyprowadza człowieka ze stanu
wzajemnej wrogości. Ivan Čolović
(2007) w zbiorze artykułów Bałkany – terror kultury
wskazuje na jeszcze inną, pejoratywną funkcję kultury. W
przedmowie do całości książki wskazuje na stereotypowy obraz
Bałkanów: "Ludzie zachodu często wyobrażają sobie Bałkany
jako obszar, który cierpi na niedostatek kultury, i traktują je
jako paradygmat, jako metaforę owego niedostatku. Żyją tu rzekomo
ludzie, których kultura ma europejskie korzenie, toteż typem
kultury nie różnią się od Europejczyków i innych mieszkańców
Zachodu. Kultury mają jednak mniej, za mało, żeby byli naprawdę
kulturalni, i dlatego w tej części Europy łatwo budzą się
atawizmy, dochodzi do głosu instynkt nienawiści i przemocy, jak
podczas wojen w byłej Jugosławii (1991 – 1995 i 1999 w Kosowie)."
To ten sam stereotyp, o którym pisała Todorova
i inni. Ale Čolović pokazuje, że to nie brak kultury, albo zbyt
mała jej ilość, powoduje nienawiść i wojny, a właśnie pewien
typ kultury. Ten typ kultury związany jest z przekonaniem, że
własna kultura jest lepsza i bardziej autentyczna od innych kultur.
W tym sensie, to właśnie kultura, jej nacjonalistyczny,
wielkościowy, monoetniczny typ, jest źródłem nienawiści i wojen.
Wielka Serbia miałaby być zatem ostoją cywilizacji i prawdziwej
kultury, przedmurzem chrześcijaństwa, jedyną słuszną
spadkobierczynią kultury bizantyjskiej. Z tej perspektywy Chorwaci
to odszczepieńcy, to omamieni katolicyzmem i zachodnimi ideami
Serbowie. Bośniacy, to też Serbowie, ale poturczeni. Nie jest to
jednak tylko sposób myślenia Serbów. Każda z tych nacji:
Bośniacy, Chorwaci, Serbowie uwierzyli we własną wyjątkowość i
misję kulturową. Każdy z tych narodów, podobnie jak też
Czarnogórcy i Macedończycy, starają się dowieść swojej
autochtoniczności, pierwszeństwa, słusznego prawa do ziemi.
Narzędziem podziału staje się język. Kiedyś mówiono o języku
serbsko-chorwackim, teraz okazuje się, że istnieją: i serbski
język, i chorwacki, i bośniacki, i czarnogórski. Serbowie dumni są
ze swojej prawosławnej tradycji. To ona ma ich łączyć z antycznym
i średniowiecznym Bizancjum. Miewają wciąż poczucie, że ciąży
na nich nadal klęska kosowska (bitwa rozegrała się w 1389r; por.
Czamańska, Leśny. 2015), a brzemię to wyznacza obowiązek ciągłej
walki z wrogim żywiołem islamu. Dlatego to Serbowie mogą się
okazać głównymi, jeśli nie jedynymi, obrońcami cywilizacji i
kultury. Brak zrozumienia symbolicznego znaczenia bitwy kosowskiej
oznacza brak zrozumienia serbskiej kultury (Pomykalska,
Pomykalski, 2017). Przykłady te pokazują, jak pewne
strategie dyskursywne, ideologie polityczno – społeczne służą
do wypaczania różnych zjawisk kultury i historii. To niezwykłe
wypaczenie idei kultury. Jak pisze Čolović cytując Terr'ego
Eagletona, w Bośni, czy w Belfaście kulturą było to, za co
zabijano, a nie to, czego słuchano (co czytano, oglądano etc.).
Takie zjawiska kulturowe i społeczne, jak etniczny ekskluzywizm
bywają bardzo niebezpieczne. Prowadzą do nienawiści i wojen.
Prowadzą do wypaczenia historii. Wykorzystują historię do
uzasadniania swoich wielkościowych i narcystycznych ambicji. A wtedy
historia i jej imponujące pomniki zamieniają się w symbole
panowania, wielkości, nienawiści, zamiast wzbudzać zadumę i
podziw nad ludzką mądrością i zręcznością. Szczęśliwie
obecnie w Serbii można coraz więcej się dowiedzieć o
starożytności i rzymskiej historii tych ziem, niż o wybitnej roli
Serbów w kształtowaniu cywilizacji europejskiej. Obie tradycje są
bardzo ciekawe, i ta antyczna, i ta słowiańska. Dobrze, żeby
przedstawiane były zgodnie z prawdą historyczną - intersubiektywną
w świeci nauki, a nie podporządkowane były polityce i ideologii.
Božidar
Jeziernik (2013) w swojej książce Dzika Europa. Bałkany
w oczach zachodnich podróżników opisuje specyficzny status
Bałkanów, szczególnie tej części, która wpisała się w
specyficzny twór polityczny i kulturowy, jakim była Jugosławia.
Bałkany jugosłowiańskie były miejscem peryferyjnym, w Azji i w
Europie jednocześnie. Nabrały statusu terra incognita
Europy. Stały się miejscem dla zachodnich podróżników dzikim i
barbarzyńskim. Możnaby powiedzieć językiem psychoanalizy, że
stały się miejscem, w które swobodnie można projektować własną
agresję, dzikość, nierozumność i barbarzyństwo. Były - i są
nadal - Bałkany miejscem spotkania się islamu i chrześcijaństwa,
tradycji katolickiej i prawosławnej, antycznego śródziemnomorza ze
średniowiecznymi barbarzyńcami, Rzymu z Konstantynopolem,
Europejczyków z Turkami. Stały się też Bałkany miejscem, o
którym myśli się z pewnego rodzaju trwogą, pamiętając o
wojnach, jakie przetaczały się przez to miejsce przez cały XX
wiek. Slavoj Žižek we wstępie do swojej książki Metastazy
rozkoszy zauważa: "Moje doświadczenie wiele mi mówi, co
dla zachodniego spojrzenia jest rzeczywiście nieznośne w bałkańskim
konflikcie. Wystarczy odwołać się do typowych doniesień z
oblężonego Sarajewa. Reporterzy rywalizują ze sobą o to, który z
nich wynajdzie bardziej odrażającą scenę: rozerwane na strzępy
dziecięce ciała, zgwałcone kobiety, zagłodzeni więźniowie.
Wszystko to jest doskonałą pożywką dla zachodnich oczu. Jednak
media są znacznie bardziej oszczędne w słowach dotyczących innego
faktu: mieszkańcy Sarajewa rozpaczliwie próbują zachować pozory
normalnego życia Uosobieniem tragedii Sarajewa jest pewien starszy
człowiek, urzędnik, który każdego dnia, tak jak przed wojną,
idzie pieszo do biura, choć na którymś skrzyżowaniu musi
przyspieszyć kroku, ponieważ na pobliskim wzgórzu czai się
serbski snajper; jest nim działająca >normalnie< dyskoteka,
mimo że w tle słychać wybuchy bomb, i młoda kobieta
przedzierająca się przez ruiny do sądu, aby dostać rozwód, bo w
ten sposób będzie mogła zacząć nowe życie z kochankiem;
wreszcie numer bośniackiego miesięcznika poświęconego kinu, który
ukazał się wiosną 1993 roku i zamieścił eseje o Scorsesem i
Almodavarze... To nie różnica jest nieznośna. Nieznośny jest
natomiast fakt, że w pewnym sensie żadnej różnicy nie ma:
nie ma w Sarajewie egzotycznego, spragnionych krwi >Bałkańczyków<,
są tam po prostu normalni obywatele, tacy sami jak my" (Žižek,
2013, s. 6-7). Podobne uwagi, dotyczące "normalności"
mieszkańców Półwyspu Bałkańskiego, a jednocześnie tworzenia z
nich wyobrażonego tworu, poczynili: wspomniany już Božidar
Jeziernik i Maria Todorova. Być może rzeczywistość, o której
pisał słoweński filozof bardziej oddaje reportarz Barbary Demick o
oblężonym Sarajewie (Demick, 2014). Obserwacja Žižka jest też
ciekawa szczególnie dlatego, że okazuje się iż wiele łączy same
narody bałkańskie; często okazuje się, że żadnej różnicy
nie ma!
Różnic
oczywiście jest wiele. To paradoksalny wniosek! Dlatego pewnie
idea jugoslawizmu okazała się niemożliwa. Ale też różnic
w pewnym sensie nie ma. Dlatego okazało się, że idea jugoslawizmu
była w ogóle możliwa! Dobrym przykładem ucieleśnienia
tego paradoksu jest historia pewnego latopisu. Jednym z
najważniejszych zabytków dla historii średniowiecznej Serbii,
Bośni i Chorwacji jest Latopis Popa Duklanina. Jest to
zabytek kontrowersyjny, bowiem nie wszyscy zgadzają się z jego
średniowiecznym rodowodem. Wiele jednak przemawia że powstał ok
XII wieku. Jest on ważny dla historii zarówno Serbów, jak
Chorwatów i Bośniaków, choć napisał go najprawdopodobniej
przedstawiciel pozostałej w Duklji ludności rzymskiej. Takiej,
która dała początek późniejszym Wołochom i Rumunom (to w
nomenklaturze bizantyjskiej Romanoi, odróżniani od greckich
Romaioi). Innego przykładu dostarcza etnografia. Jednym z
bardziej znanych i ciekawych zjawisk w folklorze
południowosłowiańskim jest wykonywanie epickich pieśni miłosnych,
ale głównie bohaterskich, do akompaniamentu jednostrunowych gusli.
Pieśni te wykonują Chorwaci, Bośniacy, Serbowie, Czarnogórcy,
Bułgarzy. Jeden z głównych bohaterów pieśni, odwołujących się
tematyką do średniowiecza, jest królewicz Marko. Śpiewali o nim
zarówno na terenach byłej Jugosławii, jak i w Bułgarii. Rigels
Halili (2012) w swojej pracy poświęconej tradycjom
pieśniarzy na Bałkanach pokazuje, że wykonywali pieśni zarówno
Słowianie, jak i Albańczycy. Jedni nazywali - ten sam skądinąd
instrument - mianem gusli, drudzy lahutą. Jedni
nazywali pieśniarza guslar, drudzy - lahutar. Zarówno
Słowianie, jak też Albańczycy próbowali zawłaszczyć sobie tę
tradycję i wpisać ją do swojej tożsamości kulturowej, tej
tożsamości, która ma ich wzajemnie odróżniać. Paradoksem znowu
jest to, że sam instrument muzyczny odsyła raczej do znanej z
przedstawienia wczesnośredniowiecznego liry bizantyjskiej o
dwóch strunach i długiej szyjce, na której muzyk grał przy pomocy
smyczka. W warstwie muzycznej zapewne wiele tam wpływu tureckiego, a
smyczek przynieśli ze sobą i tak być może Arabowie, Persowie, lub
jeszcze inny lud bliskowschodnii (zob. Montagu, 2006). Jak pisze Curt
Sachs: "Niemal wszystkie instrumenty średniowiecznej Europy
przeniknęły z Azji - z jej części południowo-wschodniej przez
Bizancjum, ze świata arabskiego przez Afrykę Północną, albo też
z północnego wschodu wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego.
Bezpośrednia spuścizna kultury greckiej i rzymskiej wydaje się być
w tym zakresie nieznaczna; jedynie lirę (lirę szarpaną, instrument
w rodzaju greckiej khitary lub słwiańskich gęśli – J.P.) można
uznać za instrument pochodzenia europejskiego" (Sachs, 2005, s.
245).
Bałkany
okazują się w pewnym sensie nie różnić od innych części
Europy. Okazuje się również, że w swej różnorodności są
spójne i jednolite.To co wyróżnia
jednak Bałkany, to zapisana w nich pamięć i historia ludów i
królestw, których już nie ma: Traków, Daków, Rzymian,
Bizantyjczyków, Awarów i tureckich Bułgarów.
5.
Słownik
chazarski to słynna powieść serbskiego pisarza Milorada
Paviča.
Słynna jest z kilku powodów. Przede wszystkim jest uważana,
podobnie jak Imię róży Umberto Eco, Terra Nostra
Carlosa Fuentesa, za czołową powieść postmodernistyczną. Z
drugiej strony słownik Pavicia jest tak interesujący ponieważ
dotyczy tajemniczego ludu Chazarów. Pierwsze więc, co zastanawia w
zetknięciu ze Słownikiem Chazarskim, to jego tematyka.
Pojawia się bowiem pytanie: kim są Chazarowie? I tu
przychodzi od razu rozwiązanie zagadki, pojawia się trop
interpretacyjny, klucz do myślenia o słowniku: „Nazwa Chazarów
oznaczała zapewne: wędrowiec, nomada.” (Szmański, 1990, s. 64).
Sugeruje to, że sam słownik można postrzegać jako ucieleśnienie
rozumu nomady: to słownik, on nie daje wytchnąć przy żadnym z
haseł, ale od razu odsyła do innych; do siebie samego, do innych
słowników, encyklopedii. Książka nie ma początku. Każde z haseł
stanowi jej początek. Istnieje praktycznie nieograniczona ilość
możliwych sposobów odczytania, co do kierunku, jakości, jak też,
co do ilości. Książka nigdy nie musi zostać przeczytana w całości
Niezwykle ważne jest to, że informacje o naturze słownika
otrzymujemy w tymże słowniku: tekst miesza się z metatekstem.
Struktura słownika przypomina zatem kłącze, albo nieświadome, jak
opisał go Lacan. Każde z haseł słownika jest jak znaczący,
który odsyła tylko do innego znaczącego; nie ma tu ścisłego
przyporządkowania przedmiotowego. Można pływać po słowniku, tu
nie ma centrum, nie ma porządku, nie ma prawa: brakuje Imienia Ojca.
Jak bowiem pisał Lacan: „To imię ojca powinniśmy uznać
za podstawę funkcji symbolicznej, która od zarania historii
identyfikuje jego osobę z figurą prawa” (Lacan, 1996, s. 76).
Przeczytanie słownika w odpowiedniej kolejności, odczytanie haseł
w odpowiednim porządku jest niemożliwe. Nie ma takiej instancji
poznawczej (rozumu), która potrafiłaby to zrobić. Nie ma też
rozumu, co znaki czytać umie odpowiednio – a w nich ukryty
porządek świata: „...albowiem jedynie ten, kto potrafi we
właściwym porządku przeczytać część danej książki, może na
nowo stworzyć świat... Nie należy przecież wyolbrzymiać
wszystkich tych niedostatków: czytelnik, któryby z kolejności
haseł umiał wyczytać ukryty sens książki, dawno już znikną z
powierzchni ziemi, dzisiejsza zaś publiczność sądzi, że
wyobraźnia jest wyłącznie problemem pisarza i sprawa ta w ogóle
jej nie dotyczy. Zwłaszcza gdy chodzi o słownik” (Pavič,
1993, s. 17-18). Można powiedzieć mocniej: nie ma takiego porządku
świata, który należałoby odkryć. Każde odczytanie stwarza
świat, wpisuje się w intertekstualną grę. Rzeczywistość jest
hiperrealna, obracać się możemy jedynie w strukturach
symulacyjnych. Jeden z domniemanych autorów Słownika pisze:
„Siódmego wieczoru, jakbym się spieszył, by owoc mi nie
przejrzał, nie odpadł i nie zgnił, do żywota świętej Petki,
Paraskewy, dodałem całą stronę, a w żadnym ze źródeł, z
których przepisywałem, takowej nie było... Nie tylko dodawałem do
żywotów własne opowieści, ale zacząłem wymyślać nowych
pustelników, dołączać nowe cuda, a moje kopie sprzedawano teraz
drożej niż inne księgi, z których przepisywałem” (Pavič,
1993, s. 280). Wydaje się, że jeszcze są oryginały tych
kopii – ale to tylko pozór. To wszystko jest w Słowniku, w
słowniku, który nigdy nie istniał. Pavič
symuluje, ukrywa się za maskami kolejnych twórców słownika,
tworzy przypisy bibliograficzne, naśladuje strategie historiografów.
Odtwarza słownik, który został zniszczony, który nigdy nie
zaistniał: „Wydawca drugiego wydania Słownika Chazarskiego
ma pełną świadomość faktu, iż materiał, jakim posłużył się
Daubamannus w XVII wieku, nie jest całkiem wiarygodny, a przeciwnie,
jest w przeważającej mierze legendarny, stanowi jakby obiad we śnie
i tkwi w sieci rozmaitych omyłek z minionych czasów... słownik
bowiem nie zajmuje się Chazarami takimi, jakimi dziś ich
postrzegamy; jest jedynie próbą rekonstrukcji zaginionego wydania
Daubmannusa” (Pavič, 1993, s.
16-17). Nie chodzi więc o Chazarów historycznych, idzie o
takich Chazarów jakich stworzyli kolejni autorzy Słownika.
Ale trzeba podkreślić, że tak czy inaczej Chazarów nie ma; od
prawie tysiąca lat już nie istnieją; nawet znaki po nich giną:
„Nad Dunajem pozostał po nich cmentarz, o którym nie wiadomo, czy
naprawdę jest chazarski... Jedyna budowla publiczna, jaką odkopano
w Suwarze, na niegdyś chazarskim terenie, najprawdopodobniej nie
jest chazarska, lecz bułgarska” (Pavič,
1993, s. 10-11). Historyczna tożsamość Chazarów niczego
nie przesądza; Słownik może nas odnieść do Powieści
minionych lat Nestora, czy latopisów i kronik bizantyjskich, ale
to wszystko: lud Chazarów nie istnieje, Chazarem, nomadą staje się
każdy, kto czyta słownik.
Słownik
Pavicia ma dwie wersje: żeńską i męską, rozpada się na trzy
części: chrześcijańską, muzułmańską i żydowską, ma wiele
haseł, a te swoich podhaseł; ma listy, dwa apendyksy, kilka rycin i
szereg uwag dotyczących tego, jak z niego korzystać (swoja własna
wykładnia ontologiczna i epistemologiczna). Ma Słownik
wreszcie wielu autorów: trzech uczestników dysputy – Sangari,
Konstanty – Cyryl, Ibn Kora, kolejnych kronikarzy – Halevi,
Metody, al Bakri i badaczy kwestii – Kohen, al Masudi, Brankowič,
oraz Isajlo Suk, Mu’awija, Dorota Szulc; do tego dochodzą postacie
z trzech piekieł: żydowskiego – Efrosinja Lukarevič,
chrześcijańskiego – Nikon Sevast i muzułmańskiego – Dżabir
Ibn Akszani. Kolejni bohaterowie ucieleśniają kolejne
racjonalności, kolejne języki. Konstanty Filozof, którego imię
jest Cyryl, posługuje się językiem greckim, łacińskim,
hebrajskim, koptyjskim, słowiańskim. To również Avram Brankovič.
O Brankoviču słownik mówi następująco: „Serbowie mówią o
nim, że kocha swój kraj, że jest światłem i solą wśród
swoich. Ma jednak dziwne wady, które kłócą się z jego zawodem. W
rozmowie nie umie postawić kropki, nie zna chwili, w której trzeba
wstać i odejść. Zawsze z tym zwleka i w końcu się spóźnia, tak
że inni na pożegnanie jeszcze mniej o nim wiedzą niż przy
pierwszym spotkaniu... Tak samo nie pozostaje długo przy jednym
języku, zmienia je jak kochanki i mówi to po rumuńsku, to po
węgiersku lub po turecku, a od jakiejś papugi zaczął uczyć się
chazarskiego. We śnie podobno gada po hiszpańsku, ale ta
umiejętność zanika na jawie. Niedawno we śnie zapamiętał
piosenkę w niezrozumiałym języku” (Pavič,
1993, s. 34-35).
Jak
ma się zachować czytelnik w zetknięciu z takim światem, z
książką, która do niego mówi, proponując mu iść pod cukiernie
we własnym mieście, która rozmawia z nim jak wielogłowa bestia?
Jak nie zagubić się w tym chaosie? Taka ontologia, taka wizja
świata wymaga odpowiednich kompetencji poznawczych. Trzeba być
nomadą by swobodnie i gładko ślizgać się po kolejnych
hasłach, przyjmować kolejne języki, rozumieć i nie zgłębiać,
nie zatracać się w dyskursie, nie łapać głębokich sensów. Nic
tu nie jest ukryte, to tylko wielość, która przytłacza. Potrzeba
tu rozumu słabego, rzec można schizofrenicznego.
Potrzeba rozumu transwersalnego. Rozum transwersalny to
pojęcie Wolfganga Welscha, to pewna próba znalezienia się w
niepewnym świecie, gdzie to, co wydawało się trwałą substancją,
okazuje się rozchwianą strukturą znaków, interpretacji i
dyskursów. Jest to rozum Avrama Brankovicia, który zwykł zmieniać
ciągle języki. To silva rerum, paradygmat
postmodernistycznej powieści, filozofii i racjonalności. To las
rzeczy w pokojach Brankowicia: „…w pokojach Brankovicia znajduje
się mnóstwo sprzętów, które wyglądają jak przestraszone, lecz
nigdzie w jego bliskości nie ma i nie będzie dwóch przedmiotów
jednakowych. Każda rzecz, każde zwierzę i każdy człowiek musi
być z innej opowieści” (Pavič,
1993). Te inne opowieści ucieleśniają wielość gier
językowych, heterogenię i heteronomię, wielość, która jest
hasłem bojowym postmoderny. Jest tu też różność, odmienność –
różność języków, różność płciowa egzemplarzy Słownika.
Jest też różność trzech wielkich tradycji religijnych. Nie są
to jednak różnice skrajne, przedzielone nieprzebytymi przepaściami.
Jest to bowiem kłącze: „...różne formy języka nie są
absolutnie heterogeniczne, lecz ze sobą splecione i właśnie w swej
różnorodności nawzajem się do siebie odnoszą” (Welsch, 1998,
s. 354). Rozum zaklęty na kartach Słownika, i wyrażony
poprzez jego treść i formę, to rozum transwersalny, a pisze o nim
Welsch tak: „Wskutek pomnożenia i specjalizacji typów
racjonalności zadanie rozumu przesunęło się, a jego pojęcie
zmieniło: Rozum jest dla nas dzisiaj – w odniesieniu do wielości
– zdolnością do łączenia i przechodzenia pomiędzy formami
racjonalności” (Welsch, 1998, s. 405). Rozum transwersalny jest
zarazem bardziej ograniczony i bardziej otwarty, Przechodzi od jednej
konfiguracji racjonalności do innej, wyraża różnice, wychwytuje
połączenia, przeprowadza spory i zmiany. Całe jego postępowanie
przebiega poziomo i polega na przejściach. Nie przezwycięża on
pluralizmu, a tylko usuwa jego sprzeczności. Uzasadnia pluralizm
jako formę rozumu. Milorad Pavič
oferuje w swojej książce pewną wizję kosmologiczną, pewną
ontologię, która nierozerwalnie łączy się z ontologicznymi
pomysłami filozofów postmodernistycznych. To bardzo podobna wizja
do tej, jaką zarysował Deleuze i Guattari, do diagnozy
rzeczywistości jaką zarysował Jean Baudrillard w swojej
„metafizyce” simulacrum.
Można
zatem dalej postawić pytanie o charakterze historycznym: kim byli
prawdziwi Chazarowie? Byli ludem tureckim, zapewne z dużą
domieszką irańską (Alanowie), ugryjską (Madziarzy) (Герсцен,
2006, s. 140), który mniej więcej
w II poł. IX wieku przeszedł na judaizm (przynajmniej jeżeli
chodzi o elity polityczne) (Strzelczyk, 2009). Kaganat chazarski
został ostatecznie rozbity w 965 roku przez księcia ruskiego
Światosława, który stał na czele drużyn waresko –
słowiańskich. Zapewne już wcześniej państwo Chazarów zostało
osłabione ruchami na stepie Węgrów i Pieczyngów, oraz
wewnętrznymi konfliktami związanymi z walkami pomiędzy różnymi
sektami judaistycznymi. Państwo Chazarów miało niewątpliwie
ogromną rolę w kształtowaniu realiów ówczesnego świata.
Powstrzymywało napór arabski na północ. Utrzymywało przez
kilkaset lat względny spokój na stepach nadczarnomorskich, a przez
to zapewniało sprawny tranzyt handlowy. Wpływało na kształtowanie
się kultury pierwszych organizacji państwowo – plemiennych u
Słowian wschodnich, których południowe plemiona były lennikami
chazarskimi. Chazarowie – podobnie zresztą, jak nadwołżańscy
Bułgarzy – stworzyli emporia handlowe, zapewniając pomyślność
ekonomiczną i rozwój kulturowy. Nie przypadkiem, jak podają
kronikarze, w miastach Chazarskich obok siebie żyli muzułmanie,
żydzi, zapewne też chrześcijanie. Przypuszcza się zresztą, że
większość Chazarów, pomimo konwersji na judaizm, pozostała w
strukturach kompleksu wierzeń szamańskich. Państwo Chazarów miało
też ogromną rolę, podobnie jak inne ludy koczownicze, w
rozszerzaniu się sprzętu wojennego i taktyki walki. Trudno sobie
bowiem wyobrazić, jak drużyny ruskie, początkowo pieszych Waregów,
mogły zmagać się skutecznie z kolejnymi falami ludów stepowych:
Chazarami, Pieczyngami, Węgrami, Połowcami bez przyswojenia sobie
stepowego, nomadycznego sposobu walki.
6.
Tak
też można sobie wyobrazić potrzebne kompetencje poznawcze
konieczne do odbioru bałkańskiej rzeczywistości. Wymagają one
nomadycznej, czy też stepowej kompetencji poznawczej, więc i raczej
rozumu transwersalnego. To ten typ racjonalności pozwala bowiem na
uchwycenie wielości i różnorodności, na to, by uchronić się
przed ideologicznym zrównaniem i uproszczeniem. A to przecież te
uproszczenia przyczyniają się do bałkańskich tragedii. Choć nie
jest to oczywiście zjawisko tylko bałkańskie czy jugosłowiańskie.
Jak słusznie podkreśla z całą siłą Maria Todorova, jest to
zjawisko ogólnoludzkie, że brak akceptacji wielości prowadzi do
przemocy. Być może zatem Bałkany z całą swoją różnorodnością
mogłyby zachęcać do zajęcia się do wielością, a nie służyć
jak straszak. Tym straszakiem jest oczywiście bałkanizacja
rozumiana jako rozdrobnienie rodzące nienawiść i wojny.
Literatura:
Czamańska,
I. (2013) Drakula. Wampir, tyran czy bohater? Wyd.
Poznańskie, Poznań.
Czamańska,
I., Leśny, J. (2015) Bitwa na Kosowym Polu 1389. Wyd.
Poznańskie, Poznań.
Čolović,
I. (2007) Bałkany
– terror kultury. Wyd.
Czarne, Wołowiec 2007.
Dąbrowska,
M. (2015) Drugie oko Europy. Bizancjum w średniowieczu.
Wyd. Chronicon, Wrocław.
Demick,
B. (2014) W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej
ulicy. Wyd. Czarne, Wołowiec.
Герсцен,
A. Г. (2006) Xазаяы.
[w:] Oт
киммерийцев до крымчаков.
Издательство ДOЛЯ,
Cимферополь
Halili,
R. (2012) Naród i jego pieśń. WUW, Warszawa.
Herrin,
J. (2013) Bizancjum. Niezwykłe dziedzictwo średniowiecznego
imperium. Dom Wydawniczy REBIS, Poznań.
Jeziernik,
B. (2013) Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich
podróżników. Universitas, Kraków.
Kaplan,
R.D. (2015) Bałkańskie upiory. Podróż przez historię.
Wyd. Czarne, Wołowiec.
Lacan,
J. (1996) Funkcja i pole mówienia i mowy w psychoanalizie.
Wyd. KR, Warszawa.
Montagu,
J. (2006) Instrumenty muzyczne biblii. Wyd. Homini,
Kraków.
Pavič,
M. (1993) Słownik Chazarski. tCHu doM wYdawniczy,
Warszawa.
Pavič,
M. (2005) Kolorowy chleb. Opowiadanie dla chłopców /
Niewidzialne lustro. Opowiadanie dla dziewczynek. Wyd. Philip
Wilson, Warszawa.
Pavič,
M. (2007a) Drugie ciało. Wyd. tChu, Warszawa.
Pavič,
M. (2007b) Siedem grzechów głównych. Wyd. tChu,
Warszawa.
Pomykalska,
B., Pomykalski, P. (2017) Jugosławia. Rozsypana układanka.
Wyd. Helion, Gliwice.
Prokopiusz
(2006) O budowlach. Prószyński i S-ka, Warszawa.
Sachs,
C. (2005) Historia instrumentów muzycznych.Oficyna
Wydawnicza Volumen, Warszawa.
Strzelczyk,
J. (2009) Chazarowie
[w:] Zapomniane narody Europy. Wydawnictwo Ossolineum,
Wrocław.
Szymański,
W. (1990)
Chazarowie, hasło; w: Mały
słownik kultury dawnych Słowian red. Lech Leciejewicz, Wiedza
Powszechna, Warszawa, 1990
Todorova,
M. (2008) Bałkany wyobrażone. Wyd. Czarne. Wołowiec.
Welsch,
W. (1998) Nasza postmodernistyczna moderna. Oficyna
Naukowa, Warszawa.
Wołoszyn,
M. (2014) Teofilakt Simokatta i Słowianie znad brzegu Oceanu
Zachodniego - najstarsze świadectwo obecności Słowian nad
Bałtykiem. Kraków.
Vulliamy,
E. (2016) Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie
rozrachunki. Wyd. Czarne, Wołowiec.
Zosimos
(2012) Nowa
historia. Instytut Wyd.
PAX, Warszawa.
Žižek,
S. (2013) Metastazy rozkoszy. Wyd. KR. Warszawa.
Autor: Jakub Przybyła
Data publikacji: 03.04 2019r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz